Wstęp

do książki
Sokrates magos

Jacka Sieradzana

Ta praca stanowi novum na bogatym rynku prac na temat Sokratesa. Nie jest pracą filologiczną, filozoficzną ani historyczną. Powstała na styku religioznawstwa i antropologii. Autor nie jest filologiem klasycznym, filozofem ani historykiem, lecz religioznawcą, łączącym podejście antropologiczne i socjologiczne1. Podobnie jak Ksenofont może o sobie powiedzieć, że jest amatorem, nie ekspertem2. Przedmiotem jego zainteresowania nie jest krytyczna analiza tekstów greckich czy to filozoficznych, czy historycznych3, nie zajmuje go zatem również filozofia ani logika Sokratesa. Autor traktuje wszystko, co pisano na temat Sokratesa od starożytności aż do współczesności, za punkt wyjścia do rozważań nad jego miejscem w kulturze.

Praca dotyczy postaci Sokratesa jako charyzmatycznego specjalisty od sacrum4, jednego z wielu, jacy istnieli w jego czasach. Ktoś taki sytuuje się na granicy empirycznego i racjonalnego świata człowieka a tego, co pozaracjonalne5. Pokazuje Sokratesa jako egzystującego w liminalnej przestrzeni pomiędzy: polis a światem poza, zdrowiem (psychicznym) a chorobą (psychiczną), normalnością a anormalnością, nomosem a anomią, oficjalną a prywatną religijnością. Jednym z najważniejszych zagadnień podjętych w niej jest rzadko wzmiankowana w pracach o Sokratesie rola manipulacji w kreowaniu obrazu świata jednostki.

Autor jest sceptykiem, jeśli chodzi o możliwość poznania prawdy o czasach minionych, a więc również o Sokratesie. Na przeszłość patrzymy przez pryzmat współczesnych wyobrażeń, kształtowanych przez aktualnie dominujące trendy, mody i założenia metodologiczne. Jak zauważył rumuński psycholog: „Współczesność odciska piętno na naszym istnieniu, determinując w znacznej mierze to, że okazujemy się podatni na taki rodzaj sugestii, który w innych epokach nie miałby szans na oddziaływanie na ludzi”6.

Nie zmienia to faktu, że autor żywi ogromny szacunek dla wielu badaczy, którzy nierzadko całe życie dedykowali poszukiwaniu prawdy
o Sokratesie. Uważa siebie raczej – podobnie jak Bernard z Chartres – za karła, który stoi na ramionach swoich znakomitych poprzedników, olbrzymów, i dzięki temu czasami ma lepszą perspektywę widzenia
i ogląd rzeczy7. Bez ogromnego wkładu ich pracy ta rozprawa nigdy by nie powstała. Z drugiej strony autor podpisuje się pod stwierdzeniem Erika R. Doddsa, że im więcej wiemy na jakiś temat, tym mniejszą posiadamy o tym wiedzę8.

Współcześnie względność opinii na każdy temat powoli staje się normą. Podważa się nie tylko użyteczność tego czy innego źródła, lecz także kwestionuje wartość historii dla poznania prawdy9. Zdaniem Johna Arnolda: „Z każdym historycznym świadectwem związane są luki, problemy, sprzeczności, sfery niepewności”10. Największym problemem jest fragmentaryczność źródeł: szacuje się, że do dzisiaj przetrwało zaledwie około 5 procent literackiej produkcji antycznej Grecji11.

Jeszcze w 1926 roku historyk starożytnej Grecji Michaił Rostowcew pisał:

“Mit i legenda są nieoddzielne od historii i nawet w naszych czasach otaczają wielkie wydarzenia historyczne, a w jeszcze większym stopniu wielkie postacie historyczne. Wraz z tym procesem fakty są również z różnych przyczyn rozmyślnie wypaczane: dla korzyści materialnych, prób obrony reputacji narratora lub jego przyjaciela, bądź tendencji do poparcia określonego punktu widzenia lub jakiejś teorii politycznej”12.

To, co oczywiste dla historyka pozytywisty, takiego jak Rostowcew, który akceptuje tylko „twarde, nagie, obiektywne fakty historii”13, jest nie do przyjęcia dla historyka starającego się pokazać, że oprócz czynów czy słów, które pozytywista próbuje wyizolować z opowieści snutej przez historyka, istnieje też cały kontekst psychologiczny ludzkich motywacji stojących za konkretnymi czynami oraz wymiar symboliczny, wiążący psychikę ze sferą magiczno-religijną. Ich pominięcie sprawi, że przyczyny ludzkich zachowań staną się niezrozumiałe, a wizja świata przeszłości błędna14.

Znane i często cytowane słowa głoszą: „mapa nie jest terytorium”15. Można je rozumieć w ten sposób, że ustalenia historyków nie są rzeczywistością, tylko opinią na jej temat. Prawda nie zawiera się w słowach, jak chciał tego Arystoteles16. Odwołując się do słów Gregory’ego Batesona, można powiedzieć, że Sokrates działał „w mglistym obszarze, w którym zachodzą na siebie sztuka, magia i religia”, wskutek czego „próbował zanegować różnicę między mapą a terytorium”17.

Dotarcie do prawdy utrudnia lub wręcz uniemożliwia charakter starożytnego pisarstwa. Paul Veyne pisał, że „dla starożytnych Greków prawda historyczna była wulgatą uwierzytelnioną przez consensus ustalony przez wieki”18. Historycy starożytni bezkrytycznie akceptowali wszystko, co przekazała im tradycja, z rzadka odrzucając tylko to, co wydawało im się fałszywe albo nieprawdopodobne. Naiwnie zakładali, że ich poprzednicy pisali prawdę19.

Tymczasem źródłom greckim nie można ufać, gdyż w starożytności nie istniała etyka nakazująca pisać prawdę o opisywanych ludziach czy zdarzeniach. W związku z tym każde dzieło antyczne to mniej lub bardziej subiektywna relacja autora, a każda rekonstrukcja poglądów tego czy innego autora jest „do pewnego stopnia spekulatywna, interpretatywna, nawet subiektywna”20. Źródła nie są lustrem, gdyż nie odbijają wydarzeń przeszłości. Badacz przeszłości konstruuje ją ze strzępów informacji, jakimi dysponuje21. Przypomina w tym platońskiego demiurga, stwarzającego świat z materii pierwotnej. Poza historykami inni naukowcy i filozofowie zgodnie stwierdzają, że nie istnieją fakty, tylko interpretacje22.

W związku z tym historycy znacznie częściej sami tworzą fakty, niż chcą to przyznać. Zdaniem Cornelii De Vogel, czołowej sokratesolożki:

“Fakty historyczne to numena stworzone przez umysł historyka. Historia dzieje się poza nimi, tak jak obiektywna rzeczywistość natury znajduje się poza naszymi fizycznymi pojęciami i teoriami. Coś w obiektywnym porządku odpowiada temu, co nazywamy historycznymi faktami. Są one zarazem subiektywne i obiektywne. Nie są tożsame ze zmienną złożonością historii, ale też nie są czysto mentalnymi pojęciami”23.

Podobne opinie wyrażają też inni historycy. Przykładowo Joan W. Scott stwierdziła: „Paradoks historii polega na tym, że w istocie zajmuje się ona tworzeniem rzeczy, które w powszechnym przekonaniu tylko odkrywa”24. C. Behan McCullagh doszedł zaś do wniosku, że

“[…] historycy nie tyle odkrywają fakty z przeszłości, co sami je tworzą. Historia pisana jest produktem percepcji, wierzeń, interesów, przyjętych założeń i znacznej dozy wyobraźni historyka. Nie mamy żadnej możliwości ustalenia, co ją łączy
z przeszłymi wydarzeniami. W związku z tym nie mamy żadnego powodu do tego, by uznać, że jakikolwiek historyczny opis odpowiada temu, co faktycznie miało miejsce w przeszłości. Możemy tylko utrzymywać, że nasze wierzenia na temat przeszłości pozostają w zgodzie z innymi wierzeniami, jakie mamy na temat natury świata”25.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz