Noc z Kierkegaardem – noc z wilkami
fragment książki Noce z jednorożcem
Marty Cywińskiej
Pisać o kobiecości… Zmierzyć się z własną kobiecością. Nadać jej pozory nieprzemijania i kruchości zarazem. Nie przeglądać się w lustrze, by ujrzeć samą siebie. Bez konieczności (nieustannego) pisania autotematycznych wierszy. Uniknąć przeznaczenia Nemezis, bogini czczonej niegdyś w Attyce, patronki rozrywek przyrodniczych, polowań, czarownej ogrodniczki władającej ludzkim losem, dysponującej również trefnymi konfiguracjami ziół i kwiatów. Nemezis – akuszerki pilnującej terminu i prawidłowego przebiegu porodu. Nemezis płochliwej, umykającej przed zalotami Zeusa i przemienionej w gęś.
A ponoć obdziela ludzi należycie według zasług i kar, nie myli się w przeznaczeniach nawet o milimetr!
Sprawiedliwa, nie popełnia bowiem błędu mojry i nie planuje systemu nagród i kar przed narodzeniem człowieka, lecz bacznie przygląda się jego myślom, czynom, spojrzeniom i dopiero wtedy ogłasza swój werdykt. Od Nemezis się nie ucieknie, chyba że kobieta przyłączy się do grona greckich tragików i wówczas zatraci swą kobiecość, stając się patetyczną personifikacją gniewu bogów. Z pewnością jednak nie była (nie jest) taką choleryczką jak Agawe, córka króla Teb i Harmonii Kadmosa, która w bachicznym szale rozszarpała własnego syna, widząc w nim dzikie zwierzę (co za ostrość wzroku, co za „sterydowa” siła fizyczna, co za wyobraźnia i znajomość własnego dziecka!). Oto skutki, kiedy nawet boginki nie poświęcają zbyt wiele czasu własnym latoroślom. Najzwyczajniej przemówiły przez nią kompleksy niespełnionej nimfy – wśród nich chciałaby wieść swój żywot (jeśli tak śmiertelne wyrażenie narusza nieśmiertelność boginki, czynię to oczywiście intencjonalnie), pośród boginek gajów zwanych alseidami, dolin zwanych napajami, gór zwanymi oreadami czy mórz zwanymi okeanidami. Wszystkim nimfom, niezależnie od stopnia „przyrodniczego” wyspecjalizowania, składano w ofierze mleko, oliwę, a także zwierzęta – jagnięta i kozy.
Gdybym w tej książce umieściła twoje nazwisko… wystarczy, że widnieje na płycie grobowca… Jeden z największych umysłów humanistycznych świata francuskojęzycznego znaleziony martwy we własnym domu. Po trzech tygodniach.
Żadna kobieta nie zauważyła jego nieobecności. Przy podziale majątku obiecałbyś i Wenus Milo, i sprzątaczce dwa worki twoich niepranych koszul (niektórym posługaczkom wystarczy tylko męski zapach) i różową lodówkę pełną mrożonych karczochów, by mogła okładać nimi zapuchnięte oczy.
Każdej kolejnej Sylvii Plath Bulimia emocjonalna plus przedawkowanie lektury Kierkegaarda skutkujące płukaniem żołądka: żołądka na wysokości serca.
“Człowiek, który zgubił swoją osobowość, zdobywa pewnego rodzaju doskonałość, ułatwiającą mu zanurzenie się w światowym wirze działań i interesów, ba! może nawet zrobić karierę w świecie. Nie ma żadnych zahamowań, żadnych trudności z sobą samym i z nieskończonością, wygładzony jest jak kamień w wodzie, wytarty jak szeląg przechodzący z rąk do rąk” (Kierkegaard, 1982, s. 171).
“Determinista czy fatalista pogrążony jest w rozpaczy i jako zrozpaczony gubi swoją osobowość dlatego, że wszystko dla niego jest koniecznością. Podobny jest do owego króla, który umarł z głodu, gdyż każdy pokarm, którego dotknął, zamieniał się w złoto. Osobowość jest syntezą możliwości i konieczności. Z istotą jej jest tak samo jak z oddychaniem, które składa się z wdechu i wydechu. Osobowość deterministy nie może oddychać jedynie i tylko koniecznością, gdyż taki oddech dławi jaźń człowiek” (ibidem, s. 179).
“Brak możliwości oznacza, że albo wszystko jest jedyną koniecznością, albo stało się pospolitością (ibidem, s. 179)”.
A może najbardziej kobiece z kobiet powinny wziąć przykład z naśladowniczej Poświatowskiej – uskarżać się na palpitacje tu i ówdzie i szeptać o Tanatosie. A mężczyznom – zamiast kobiecości – powinien wystarczać streap-tease Marii Tanase, którą poeta nazwałby Marią Thanatos, gdy tańczyła naga – ku zatraceniu – na stołach szachistów i karciarzy, a podczas wojny jej płyty Cyganie przerabiali na grzebienie i sprzedawali na ulicach Bukaresztu.
Przyszłam na świat wraz z rozpoczęciem Luperkariów. Na glinianej tabliczce zapisano mi Februarius w namiocie zdobionym w wielokrotne wilczyce karmiące Romulusów i Remusów. Byleby z rąk Kierekegaarda. Byleby z twoich ust. Fascynują mnie wilczyce – jako te, które również odpowiadają obrazowi Wielkiej Matki, na przykład Wilczyca, która porwała słynnego Cormaca Mac Airt i wychowała go razem ze swoimi młodymi. Legenda głosi, że gdy Cormac został królem, natychmiast sprowadził Wilczycę na dwór i obsypał ją honorami.
Już nie wilczyce-wampirzyce, lecz wilczyce-matki. Święty Ailbe, biskup Emly zwany Patrykiem Munsteru został porzucony jako niemowlę i przygarnęła go i wychowała wilczyca. Już jako biskup, w dowód wdzięczności, zakazał myśliwym polowania na wilczyce i zapraszał ją do wspólnego stołu. W mitologii celtyckiej znajdujemy wiele przykładów dzielnych, prostych kobiet, które zaopiekowały się rannym wilkiem.
Już nie wilczyce-matki, lecz wilczyce-wampirzyce. Niczym w filmie Wilczyca (1983), pokrytym patyną horrorze, pełnym efektów à la kołek osinowy i od-wczoraj-pusty-grobowiec – który nakręcono w samym środku stanu wojennego – opartym na dziewiętnastowiecznych realiach. Bohaterka, odtrącona przez męża, sprzedała duszę diabłu, a po śmierci wcieliła się w hrabinę i w wilczycę.
W mitologii celtyckiej nie znajdziemy motywu straszliwej wilczycy – w wyspiarskich sagach tylko mężczyźni zamieniają się w wilki, na przykład Móngan, półbóg, którego ojcem był Manannán Mac Lir,
a matką niejaka Fiachny z Ulsteru. Opowiadacz baśni zwany Starcem z Finistère opowiadał nam – dwudziestoletnim archeologicznym pomagierom, przynieś-podaj, na wykopaliskach w Le Bono – historię Gwydiona i Gilvaethy, którzy zgwałcili piękną Geowyn i musieli odpokutować za swoje czyny jako wilcza para. Rzekł też, iż odpokutować musi również mężczyzna, który uczynił kobietę iluzją wiecznej miłości, sterował jej życiem, był na swój sposób od niej uzależniony, niczym Maks ze znanej powieści Andrew Seana Greera Wyznania Maksa Tivolego, który miłował wyobrażenie Alicji, a nie ją samą:
“Nieobecność Alice zniszczyła mnie. Jak Demeter, zmieniłem mój świat w wieczną zimę. Brudne ubrania piętrzyły się w pokojach, batalion kieliszków do wina zabarwionych czerwienią stał na kuchennym stole, a ja sypiałem, tuląc do siebie poduszkę zdjętą z kanapy. Niekiedy budziłem się z uśmiechem, przeciągałem z chrzęstem stawów, szeptałem „dzień dobry” do mojej kochanki, a kiedy otwierałem oczy, miałem w ramionach jedynie poduszkę i mgłę. Płakałem (Greer, 2005, s. 200)”.
Częściej niż Maria Tanase zmieniam imiona w ciągu dnia. Więc dlaczego miałabym pisać autobiografię? Więc tak, gdybym może zaczęła od samej Poświatowskiej, zrosłyby się moje brwi i sama ze sobą byłabym syjamsko bliźniacza. Nie szukałabym ani astralnych sióstr, ani korespondencyjnych kochanków. Chodziłabym krok w krok za Kierkegaardem, prała koszule, nie odrywając ich od jego ciała. Nie odwracałby się nawet, przyzwyczajony do jednostajnego rytmu kroków Marii Tanase. Wręcz nosiłby ją za sobą, jak plecak, jak garb – po schodach apteki i schodach zboru, dźwigał na obrzeżach metalowego łóżka i u wrót miasta Ragnarök.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!