Zdarzenie na wsi

fragment książki Ciemne oblicze Wasilija Rozanowa

 

O tym „zdarzeniu” pisano w gazetach. Jeden „fanatyk”, rozmyślając o zbawieniu swojej duszy, sam się spalił: był to
„z borysowskich mieszkańców powiatu Jekaterynosławskiego, starzec 51-letni”, Auksencjusz Daniłow Babienko… Wyobraziwszy sobie, że jest wielkim grzesznikiem, Babienko postanowił „odkupić swoje grzechy przez ofiarę i w tym celu zdecydował się siebie samego wydać na spalenie”. „Na swoim podwórzu – opowiada kronikarz – wkopał w ziemię wielki słup, obłożył go ze wszystkich stron suchym chrustem i słomą, a następnie przywiązał się do tego słupa i własnoręcznie podpalił chrust. Ogień zapłonął i po kilku minutach jasne płomienie ogarnęły ten ołtarz, na którym
w drgawkach płonął nieszczęśnik. Rodzina Babienki zauważyła ogień i wybiegła na podwórze, ale było już za późno. Sznury, którymi szaleniec był przywiązany, spaliły się, a on sam, opalony, ze zwęglonymi nogami, leżał i płonął w dopalającym się chruście. Natychmiast wezwano policję. Babienko został odwieziony do szpitala, gdzie zmarł w strasznych mękach”. Na pytanie o powód tak przerażającego czynu, „wyszeptał, że chciał odkupić swoje wielkie grzechy”. Więcej nie mógł mówić. „Babienko cierpiał oczywiście na chorobę umysłową na tle religijnym, ale jak to zawsze bywa u nas na prowincji, pozostawał na wolności”.

Jest to opinia i wyjaśnienie kronikarza: „Wszystko jasne! Nie ma co dalej rozważać!” Można się jednak zastanowić nad kronikarskim zapisem i pójść dalej. Przecież rok temu pisano o „Ofiarowaniu w Multanie”, w wykonaniu Wotiaków, nie uważając za niewłaściwe czy przedwczesne analizowanie tego zdarzenia.
A tutaj mamy przecież problem rosyjski i rosyjską krew.

Lubię kolekcjonować „zdarzenia z życia” i ktoś z moich dobrych przyjaciół, znający moje hobby kolekcjonowania „rarytasów”, dwa lata temu przysłał mi wycinek z pewnej gazety, ukazującej się w Kazaniu. W wycinku mówiono o jakimś młodym, w tym wypadku wykształconym człowieku, który „zaczął rozmyślać na tematy religijne, a kiedy pewnego razu zasnął, to w sennym widzeniu zjawił mu się Jezus Chrystus”. Ogarnięty nieziemskim zachwytem, płomienny młodzieniec – wszystko dzieje się we śnie – zapytał: „Panie, co mógłbym Tobie dać?”. – „Daj mi swoje oczy” – odpowiedział Chrystus. Widzenie się skończyło. Młodzieniec obudził się. Zapalił lampę i umieścił swoje oko nad płomieniem. Oko wyciekło. Młodzieńca znaleziono okrwawionego, ale żywego,
a wtedy opowiedział o swoim widzeniu i o swoim czynie.
Pojedynczy i osobisty błąd?

A oto coś z psychologii tłumu. „Odeski Sąd Okręgowy przekazał do Seminarium Duchownego w Odessie, za pośrednictwem Konsystorza Duchownego, dowody rzeczowe i dokumenty znalezione podczas poszukiwań w ternowskich zalewiskach koło Azowa, gdzie, jak wiadomo, kilku fanatycznych raskolników zostało żywcem pogrzebanych przez Fiodora Kowalowa i jego wspólniczkę, mniszkę Witalię. Wśród dowodów rzeczowych zwraca na siebie szczególną uwagę ogromna liczba raskolniczych metalowych ikon z przedstawieniem Jezusa Chrystusa, Matki Bożej oraz świętych. Jest także pięciorzędowy składany ikonostas, kilka kamiławek, mantji i bardzo dużo starych książek, jak na przykład Prołog, Żywoty świętych, Potrebnik, Psałterz z komentarzami, Ułożenije cara Aleksego Michajłowicza, wiele rękopisów o treści duchowej, żelazne okowy i tym podobne”. Należy zauważyć, że wszystkie te „stare książki” stały się takimi po dwustu latach i były de facto nowymi, a rękopiśmiennymi były sześćset lat, a to znaczy, że w „psychologii tłumu” mamy zmartwychwstały lub nigdy do końca nieumarły duch sześćsetletniego istnienia, który jest pokryty cienką warstwą dwóchsetletnich „nowinek”. Jest nią pokryty, ale nigdy nie umarł do końca.

Przede mną na stole leżą trzy tomy wspaniałego wydania Russkije driewnosti w pamiatnikach iskusstwa, opublikowane przez hrabiego I.I. Tołstoja i N.P. Kondakowa. Otwieram szósty zeszyt na stronie 135 (Pamiatniki Władimira, Nowgoroda i Pskowa, [Petersburg 1899]), gdzie na ilustracji 159 przedstawiono freski
z cerkwi Spasa na Nieriedicy, zbudowanej przez Jarosława Mądrego i wtedy też wymalowanej, a obecnie nieodwiedzanej i zamkniętej z powodu starości. Freski przedstawiają cztery postacie i twarze: Świętych Grzegorza, Bazylego i Jana – czwarta postać nie została w książce opisana z imienia, a ja nie potrafię odczytać napisu obok tej postaci. Nie jestem malarzem, ani też historykiem sztuki. Nie zajmuję się historią i archeologią. Jestem pisarzem, a w sercu raczej jestem psychologiem. Dlaczego jednak ciągle powracam do dawnego malarstwa? Takiego jak na tych freskach mroku bez światłości, niewyrażalnego bólu, takiej nieskończonej mocy osądzenia… świata, siebie, nie spotkałem ani w poematach, ani w satyrach, ani u proroków żydowskich! Juwenalis10, Tacyt to po prostu chłopcy wobec takiego przedstawienia. Są próżnymi chłopcami, osądzającymi świat i zadowolonymi
z siebie, nieco przypominają Czackiego. Dante…, ale i Dante, oczywiście, uważał siebie za sprawiedliwego, siebie i swoją Beatrice, „świętą Beatrice”. W wyglądzie tych czterech postaci nie ma osób, którym przebaczono, a głębia bólu ogarnęła przede wszystkim ich serca, ich własne „ja”. – „Wszyscy będziemy płonąć, a ja pierwszy”. Jest to panika. Panika zarażająca, panika – mistycyzm. Wszyscy jesteśmy przerażeni i wszyscy uciekamy. Czego się boimy? Kogo? Próżne pytanie, próżna nadzieja na to, by usłyszeć odpowiedź. Jednak od tych czterech postaci ciągnie się bezsporna i nieprzerwana nić zarówno do fanatyków, którzy zakopali się w zalewiskach Azowa, jak i do młodzieńca z Kazania.

Powiecie państwo – „to tylko przypadek… Proszę posłuchać: „przypadek”, ale dlaczego nie przyjąć, że nie jest to „przypadek”, lecz przeciwnie, jest to prawo, którego po prostu nie rozumiecie, biorąc go za przypadkowy wyjątek? Są lekarze i są konowały,
a konowałów, oczywiście, jest dużo, wspaniałych lekarzy zaś mało – jeden na sto lat, a na cały wiek jest ich pięciu–sześciu. Jednak nauka medycyny wciela się w tych sześciu na wiek cały „wspaniałych” lekarzy, a nie w sześćdziesiąt tysięcy corocznych partaczy. Na tych freskach, w tym młodzieńcu z Kazania, w starowierach z Azowa znaleźli swój wyraz pewni specjaliści, którzy bez roztargnienia myśleli o tym samym, o czym i my myślimy, ale jesteśmy roztargnieni, zajęci literaturą, polityką… U nas są plewy, jesteśmy drogą, na którą upadło ziarno i zostało rozdziobane przez ptaki, natomiast ich dusza jest tłustą ziemią, a przecież jakość ziarna można zobaczyć tylko na takiej właśnie ziemi, „specjalnej, przygotowanej”. Dlaczego jesteśmy chrześcijanami? Czy rozumiemy ten fakt? Oto, do czego chcę sprowadzić swoje uwagi.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz