Neoplatońskie implikacje współczesności

fragment książki Filozofowie i mistycy Jerzego Kolarzowskiego

 

Psychologiczne odrodzenie
XX stulecie w historii nauki i filozofii można oceniać pod wieloma aspektami. Nie jest do pomyślenia intelektualna historia naszego wieku bez uwzględnienia gwałtownego rozwoju, z jednej strony, psychologii, a zwłaszcza psychoanalizy (freudowskiej, jungowskiej oraz następców), z drugiej – fizyki, ze szczególnym uwzględnieniem kosmologii i empirycznych badań kosmosu.Zarówno psychoanaliza, jak i kosmologia w swych korzeniach, hipotezach i konstruowanych wizjach nawiązują do Platona. Czynią to wprost albo częściej za pośrednictwem mało znanych kontynuatorów filozofii platońskiej. Koncepcje neoplatońskich gnostyków zawierają wiele uderzających paraleli do teorii i hipotetycznych modeli tworzonych przez niektórych współczesnych badaczy wizjonerów.Współcześni filozofowie, zainspirowani neoplatonizmem i gnozą, opisują dostępny człowiekowi świat przyrody i otaczający nas kosmos w sposób, który za sprawą intelektualnego nurtu w ruchu New Age stał się bliski człowiekowi przełomu tysiącleci.

Zygmunta Freuda (1857–1939) nie trzeba bliżej przedstawiać, tym niemniej mało który ze znawców jego dorobku widzi w jego systemie odnowienie tradycji neoplatońskiej. Jako lekarz neurolog zainteresowany problemami psychiatrii dostrzegł w każdej jednostce ludzkiej dwie podstawowe siły. Jedną – która dąży do przemożnego rozwoju oraz wyraża się w popędzie płciowym i w produktach jego sublimacji. Druga – to tendencja schyłkowa, groźna, destrukcyjna siła, wyrażająca się niekiedy w procesie samozniszczenia. Zdaniem Freuda pomiędzy tymi tendencjami rozciąga się biologiczna, a zatem i wszelka inna życiowa aktywność każdego człowieka. Tendencje te otrzymały greckie określenia „erosa”
i „thanatosa”, gdyż zostały przyjęte za dualizmem greckim. Wyjęte z systemu Platona stały się trwałym metafizycznym fundamentem psychoanalizy i psychologii głębi. Te podstawowe siły życiowe to instynkty będące oczywistym dowodem na biologiczne zdeterminowanie świata. Każdy organizm pragnie utrzymać swój gatunek i każdy lęka się utraty życia. A ponieważ biologicznie sprzeczne instynkty równoważą się, dla Freuda stały się ważną przesłanką metafizycznie rozumianej jedności świata, niedopuszczającej żadnej transcendencji. Jego wizja w swym biologicznym monolicie została zamknięta na pojęcie Boga. W swoich późnych pracach Freud sprowadził wytłumaczenie wszystkich zjawisk religijnych i kulturowych do form przekształconych kompleksów.

Jednak to, co dla Freuda było fundamentem jego ateizmu, to dla Karola G. Junga (1875–1961), po wprowadzeniu dodatkowych konstrukcji, stało się argumentem za poszerzeniem koncepcji religii o doświadczenie gnostyczne. Właśnie stosunek do religii stał się jedną z ważniejszych przyczyn rozejścia się dróg dwóch słynnych psychologów. Jung, studiując teksty Corpus Hermeticum, natknął się na pojęcie archetypu. Pragnąc dobrze poznać jego znaczenie, sięgał do wielu różnych źródeł, w tym do traktatu Pseudo-Dionizego Areopagity O imionach Bożych i do pism św. Augustyna. Wydało mu się ono najbliższe tego, czego poszukiwał. Oznaczało „oryginał”, „model”, „wzorzec”, dzięki któremu możemy dostrzec to, co nieuświadomione1. Kluczowym dla psychologii analitycznej Junga pojęciem posługiwało się wielu myślicieli
w okresie patrystycznym filozofii chrześcijańskiej. Ks. Henryk
Paprocki – za Patristic Greek Lexicon – wymienia, nie licząc Pseudo-Dionizego, jeszcze jedenaście postaci, w tym m.in. Euzebiusza z Cezarei, obu Grzegorzów (z Nazjanzu i z Nyssy), Maksyma Wyznawcę, Bazylego Wielkiego2. Szereg innych pojęć, które możemy spotkać w religioznawczych pismach Junga, najczęściej pochodzi z tradycji hermetycznej lub wprost z gnozy. Na przykład termin pleroma, użyty umownie na określenie dostępnej ludzkiemu poznaniu granicy kosmosu, spotykamy u wspomnianego Bazylidesa (przy okazji omawiania teologii Dionizego Areopagity),
a także u Walentyna. Wśród dokonań XX stulecia system Junga ma najwięcej odniesień do gnozy wczesnochrześcijańskiej. Wielokrotnie wyrażał on przekonanie, że we współczesnej psychologii nie jest ani możliwa, ani nawet koniecznie potrzebna empiryczna wiedza o stanie „x” u osoby „Y”. Nieodzowna jest natomiast sensotwórcza hierarchia, pozwalająca odnaleźć równowagę duchową.

Ogromne znaczenie Junga polega głównie na tym, że poprzez swoje prace był w stanie pokazać, w jaki sposób dla współczesnej wiedzy wykorzystać pozadogmatyczne tradycje naszej cywilizacji. Jego zdaniem, nasza scjentystyczna epoka musi zrobić krok naprzód, podobny do tego, jaki miał miejsce w początkach naszej ery, kiedy to świat antyczny dojrzał do przyjęcia chrześcijaństwa.

Pytania pierwszych greckich filozofów z Jonii dotyczyły, jak pamiętamy z podręczników filozofii, tej jednej substancji, z której powstał świat. Dla wywodzących się z greckiego kręgu kulturowego myślicieli chrześcijańskich pytanie o arche miało już zupełnie inny sens. Odpowiedź wprost bądź pośrednio prowadziła do Boga. Dzięki tradycji neoplatońskiej ich rozumowanie przebiegało również dualnie, choć nie tak skrajnie jak u gnostyków. Pisano
o dwóch kierunkach dążeń człowieka: przypływach i odpływach życia oraz o przypływie i odpływie ze sfery sacrum. Pierwsi chrześcijanie (św. Jan, św. Paweł) tworzyli pisma nasycone terminologią gnostyczną. Niektórzy badacze tekstów z przełomu er (np.
E. Pagels) skłaniają się ku tezie, że istniejące obok siebie wspólnoty wzajemnie się przenikały i inspirowały. Gnostycy z II w. (np. Bazylides i Walentyn) są tymi pisarzami, którzy jako pierwsi podjęli się skonstruowania modeli wyjaśniających powstanie wszechświata i istniejącego w nim zła.

Dla wielu z nich Stary Testament nie był najważniejszą księgą; niekiedy, zwłaszcza dla Żydów z diaspory, pozostawał świętym zapisem religijnej tradycji, nie musiał jednak być wyłączną ani jedyną inspiracją (np. Filon z Aleksandrii pozostawał pod wpływem filozofii greckiej). Tradycja gnostyczna tłumaczyła świat jako arenę zmagania się dwóch przeciwstawnych sił: tworzącej i destrukcyjnej. Przechodząc na wyższy etap rozwoju, można siłę destrukcji przezwyciężyć, i w tym sensie gnostycy byli bliżsi współczesnej psychologii. Ponadto, poznanie świata jest dla nich drogą wyzwolenia się zeń, stąd w ich doktrynach tak wiele filozoficznej spekulacji.

Współcześnie badacze pracujący w wielu dziedzinach wiedzy naukowej i niemający dostatecznych możliwości empirycznej weryfikacji swoich teorii są zmuszeni do konstruowania modeli spekulatywnych. Sytuacja taka w największym stopniu dotyczy psychologii, fizyki kosmicznej i biologii ewolucyjnej. Wymienię kilka interesujących przykładów.

Wilhelm Reich (1897–1957) był psychiatrą wiedeńskim, który najdłużej współpracował z Freudem. Gdy po anszlusie Austrii
w roku 1938 Freud, na rok przed śmiercią, przeniósł się do Londynu, Reich przez Norwegię, gdzie spędził rok, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Jego wkład w psychologię i psychiatrię jest rzeczywiście rozległy i nader istotny. Dał podstawy pod psychoanalityczną teorię charakterów ludzkich, terapię Gestalt, technikę rolfingu i bioenergetykę. Następnie zajął się biologią ogólną, badając i opisując powszechną siłę życiową, którą nazwał orgonem. Jego zdaniem energia ta ma pochodzenie słoneczne i emanują ją wszystkie gwiazdy. Jest przyciągana przez pola magnetyczne planet. Do Ziemi dociera przefiltrowana z kosmicznego promieniowania, dzięki szczególnym właściwościom atmosfery wokół naszej planety. Energię tę można zmierzyć za pomocą czułych mierników elektrycznych i zobaczyć pod postacią szarobłękitnych promieni na kolorowym filmie. Ma ona przemożny wpływ na wszystkie organizmy żywe. Wyjaśnienie jej istoty wpłynie na urealnienie hipotez dotyczących powstania życia na Ziemi. Według hipotez W. Reicha istnieniem tej energii da się wyjaśnić ewolucyjny rozwój materii ożywionej, aż do stadium gatunku rozumnego. Zgodnie z opinią asystentów Reicha, w podjętych przez niego eksperymentach udało się potwierdzić wpływ tej energii na formowanie się obłoków
i tzw. jądra kondensacji. Ponadto energia ta nadaje się do usuwania skażenia promieniowania jądrowego, gdyż skumulowana jej ilość oczyszczała izotopy promieniotwórcze, które Reich sprowadzał z innych laboratoriów. O swoim odkryciu uczony pisał z panteistycznym przejęciem – opisaną przez siebie energię uważał za urzeczywistnienie tego, co inni ludzie nazywają Bogiem.

W latach pięćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych większość teorii Reicha uznano za absurdalną bzdurę. W roku 1956 wszystkie jego prace zostały przez czynniki oficjalnej nauki amerykańskiej wyśmiane, nakazano je spalić. Ich autora ogłoszono szarlatanem i aresztowano. Zmarł na atak serca w więzieniu federalnym w Lewisburgu. Do dziś pozostaje niewyjaśniona tajemnica brutalnego postępowania Amerykanów wobec W. Reicha. Oczywiście, można wyśmiać każdą pracę naukową, ale jego wcześniejsze prace, mimo że szokujące postulatem wolności seksualnej, nie miały tak skandalicznego odbioru. Część lekarzy zdawała sobie sprawę z ogromnego wkładu Reicha w rozwój psychoanalitycznej psychologii i psychiatrii. Jeśli nawet podejrzewano go o objawy paranoi psychicznej, był on wystarczająco bogatym i znanym człowiekiem, żeby umieścić go w jakimś prywatnym pensjonacie – hospicjum. Czy trzeba było wyrokiem nakazywać spalenie jego książek i notatek? Postępowanie Amerykanów wobec Reicha przypomina czasy inkwizycji i hitlerowskich Niemiec. Minęło kilka lat, potwierdzono jedno z doświadczeń Reicha: piasek okrzemkowy oglądany pod silnym mikroskopem (nie elektronowym) w laboratoryjnej ciemności rzeczywiście emanuje szarobłękitną energią świetlną. Doświadczenie to, mimo że definitywnie niewyjaśnione, pomogło w badaniach nad półprzewodnikami. Ostatnio z kolei zdołano odkryć i udowodnić nadprzewodnictwo energetyczne w stanie wysokich temperatur. Jak dotąd nie można znaleźć zadowalającego teoretycznego wyjaśnienia tego zjawiska. Mamy zatem kolejną przesłankę na rzecz teorii Reicha. Niemniej do jej zaakceptowania, mówiąc metaforycznie, potrzebne jest dalsze zasypywanie przepaści.

Ralph Abraham (ur. 1936) to współczesny matematyk amerykański, który kilkoma pracami przyczynił się do rozwoju nowego działu matematyki – analizy globalnej. Jest jednym z twórców tzw. teorii chaosu. Zajmuje się dynamiką nielinearną, chaosem, bifurkacją. Zastosowując teorię chaosu w kosmologii, wprowadził termin „atraktor”. Oznacza on dynamiczną siłę przyciągającą trajektorie punktów poruszających się w przestrzennym polu jego działania. Po wielu podróżach do państw Europy i do Indii, przystąpił do poszerzania filozoficznego zaplecza matematyki, tak by mogła ona odegrać rolę w rozwoju jednostki i społeczeństwa. Rzecz
w tym, iż teoria chaosu kryje w sobie starą gnostyczną i masońską zasadę ordo ex chao. Chaos jest w tej koncepcji źródłem wszystkiego, z niego dzięki sile tworzącej „erosa” wyłonił się cały wszechświat. Plonem dociekań Ralpha Abrahama są cykle artykułów zebranych i opublikowanych pod znamiennym tytułem: Chaos, Gaia, Eros. Przed kilku laty Abraham podjął współpracę z Esalen Institute w Big Sur, w Kalifornii.

Rupert Sheldrake (ur. 1942) jest brytyjskim biologiem. Studiował biologię w Cambridge i filozofię przyrody na Harwardzie
w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem słynnych książek, m.in.: A New Science of Life. The Presence of the Past oraz The Rebirth of Nature3. Sheldrake specjalizuje się w biochemii i biologii komórek. Zainspirowany m.in. teorią W. Reicha, wiele lat badał proces rozwoju i starzenia się komórek różnych organizmów. Jego prace, oprócz waloru poznawczego, wzbogacającego teorię Darwina, mają wybitnie teoretyczny charakter. Próbuje w nich zintegrować dorobek XX-wiecznej fizyki (np. badaną przez Einsteina zasadę entropii) z ciągle modyfikowaną teorią ewolucji. Rupert Sheldrake jest wszechstronnym humanistą, znakomicie się poruszającym po całej europejskiej i pozaeuropejskiej kulturze. Badając stosunek do starzenia się w różnych poprzednich okresach historii kultury europejskiej, musiał zetknąć się z mitem Fausta
i tradycją alchemiczną, z której ten mit wyrasta. Pozwoliło mu to na snucie refleksji o metakulturowym znaczeniu teorii naukowych. Charakter taki obierają zwłaszcza teorie, które dotyczą zjawisk
i obiektów odległych w przestrzeni i ujmujących zjawiska nieskończenie rozciągłe w czasie. Podobnie jak R. Abraham, podjął współpracę z Esalen Institute w Kalifornii.

Prace R. Sheldrake’a w pewnym stopniu przyczyniły się do ukształtowania stanowiska skrajnych socjologów wiedzy, pochodzących z uniwersytetu w Edynburgu (tzw. szkoła edynburska, którą reprezentują Barry Barnes i David Bloor z zespołem współpracowników). Wobec wszechogarniającego kryzysu metodologii badań naukowych sformułowali oni tzw. mocny program socjologii wiedzy, który w ich zamierzeniu ma być odpowiedzią na inną teoretyczną koncepcję uprawiania nauki – amerykański tzw. nowy eksperymentalizm (jego najwybitniejszymi teoretykami są: Jan Hacking, Peter Galiso i Allan Franklin). Nowy eksperymentalizm jest jednym ze skrajnych kierunków we współczesnej filozofii nauki, który postuluje redukcję pracy naukowej wyłącznie do eksperymentu. Zwolennicy tej skrajności:

[…] podkreślają ogromną i w znacznej mierze niezależną od teorii rolę eksperymentu. Krytykują obraz nauki, w którym eksperymenty są tylko po to, aby potwierdzać lub obalać hipotezy.
W nowoczesnej nauce rola eksperymentów jest wielka i często wyprzedzają one teorię, odkrywając zjawiska, których uczeni nie spodziewali się i których nie potrafią zinterpretować. Wyrafinowane eksperymenty fizyczne, chemiczne i biologiczne oparte są na bogatej wiedzy, lecz wcale nie muszą być ograniczone przez jakiś model teoretyczny tego, co się obserwuje4.

Uczeni z Edynburga polemizują z takim podejściem Amerykanów. Człowiek ma naturalną tendencję do tworzenia konstrukcji swoim umysłem. Konstrukcje te mają pożądany charakter. W przeszłości przybierały postać wierzeń i mitów. Zdarza się niekiedy, że niektóre teorie na pewnym, nawet zaawansowanym etapie rozwoju wiedzy naukowej, nie tylko będą przejmować rolę mitów, ale same zaczynają spełniać rolę mitotwórczą. Zatem w nauce należy jedynie odrzucić dogmatyczne kryterium prawdy jako sposobu weryfikacji poglądów głoszonych w postaci modeli i teoretycznych konstrukcji. Przykładowo, już w starożytności system Ptolemeusza budził wiele zastrzeżeń. Posługiwano się jednak nim z braku lepszego, sporządzając mapy nieba zgodnie z tym systemem. Ale gdyby rzymscy, arabscy albo pierwsi włoscy astronomowie nie sporządzali według tego systemu coraz dokładniejszych schematów nieba, czy Kopernikowi udałoby się sformułować swoją hipotezę? Gdyby naukowcy przy pierwszych doświadczeniach z elektrycznością, które nie mieściły się w systemie fizyki Newtona, zareagowali histerycznie i odrzucili tę fizykę, zamiast systematycznie prowadzić badania, czy doszliby do zdobyczy Einsteina? Edynburczycy konstatują, że dzisiejsza nauka nie potrafi należycie cenić niepotwierdzonych pomysłów naukowych. Teorii nie należy oceniać według ich prawdziwości, ale według tego, ile wiedzy – choćby nieuporządkowanej – jesteśmy w stanie dzięki nim zgromadzić. Czy wiedza opisująca świat, w stosunku do której nie można postawić pytania o jej prawdziwość, jest jeszcze nauką? Czy nie ma ona więcej wspólnego z mądrością dawnych filozofów i kosmologią gnostyków? Obecna filozofia nauki miota się pomiędzy dwoma skrajnościami: nowym eksperymentalizmem głoszonym przez niektórych amerykańskich scjentystów i „mocnym” programem socjologii wiedzy postulującym relatywizm i akceptującym socjokulturowe uwarunkowania wszelkiego rozwoju. Postulaty socjologów wiedzy, mimo że przez niektórych obrzucane epitetami relatywizmu, antynaukowości i mające więcej wspólnego ze spekulacjami hermetyzmu niż ze współczesnym laboratorium, są warte najwyższej uwagi.

Przesłania duchowe i kultura współczesna

To, że nasza naukowa cywilizacja doprowadziła do sytuacji,
w której największe potęgi świata dysponujące arsenałem jądrowym są w stanie zniszczyć po wielokroć naszą planetę, jest dla każdego oczywiste. Natomiast mało kto uświadamia sobie, że zarówno Oppenheimer z zespołem, rozszczepiając jądro atomu, jak również ci, którzy decydowali się na zrzucenie pierwszej bomby atomowej, nie byli w stu procentach pewni, czy nie uruchamiają łańcuchowej reakcji, nad którą nie zdołają zapanować. Ujawnienie tego faktu ze wspomnień i notatek badaczy było swego czasu wstrząsem dla środowiska naukowego. Fakt nieposiadania stuprocentowego bezpieczeństwa przez osoby decydujące się na rozszczepianie jądra atomowego stał się w świecie dzisiejszej nauki argumentem etycznym przeciw niekontrolowanym eksperymentom. Argument ten jest kierowany także przeciwko programowemu eksperymentalizmowi we współczesnej filozofii nauki. Na tym nie koniec, naukowcy skupieni w centrach kultury umysłowej, zajmujących się naszą cywilizacją, formułując realne postulaty zmian w przeszłości, a nie w przyszłości, szukają środków zaradczych.

Śledząc od kilku lat intelektualny dorobek Nowej Ery, da się sformułować na jego podstawie trzypunktowy program głębokiej ekologii kultury.

Postulat pierwszy dotyczy całej nauki. Chodzi w nim o to, by na pierwszym miejscu jako cel nauki postawić ochronę Ziemi, otoczenia człowieka oraz dorobku całej jego przeszłości. Dla nauk ścisłych postulat ten jawi się jako oczywisty, choć obecnie bardzo trudny do zrealizowania ze względu na cały militarny sektor przemysłowo-naukowy. Dlatego też postulaty intelektualistów sięgają dalej. Nade wszystko chodzi o restrukturyzację wydatków na naukę i dowartościowanie nauk humanistycznych. Przed naukami tymi ma właśnie być postawione ważne zadanie – służenia wyłącznie ochronie cywilizacyjnego dorobku człowieka. Wszystkie zaginione cywilizacje, zdobycze wiedzy ludowej, pradawne kulty i folklor na wszystkich kontynentach winny być nie tylko udokumentowane, ale w miarę możliwości restaurowane i ożywiane. Mitologie ludów świata wprowadzone do powszechnego obiegu ożywią kulturę. W niektórych krajach nawet stare kulty pogańskie odżywają w postaci zabaw.
W miarę szerokie sięganie do zarzuconych wątków istniejących nadal tradycji dotyczy szczególnie kultury chrześcijańskiej. Jak wykazuje analiza tekstów z przełomu starej i nowej ery dokonana przez Elaine Pagels, najstarsze żywe świadectwa religii chrześcijańskiej odwołują się do tradycji gnostycznych5. Według wielkiego prawdopodobieństwa, Chrystus należał do sekty esseńczyków, a była to sekta gnostyczna i apokaliptyczna.

Niektóre teksty odnalezione w Qumran i Nag Hammadi potwierdzają, że glebą, z której wyrosło chrześcijaństwo, jest gnoza – żydowska i świata hellenistycznego. Nad starożytnymi znaleziskami związanymi z pochodzeniem chrześcijaństwa należy pochylić się z ogromną uwagą. Tak samo uważnie powinny zostać przejrzane świadectwa pisane w zbiorach wszystkich bibliotek, także prywatnych i kościelnych. Tego trudu powinni podjąć się bezstronni uczeni, którzy w pierwszym rzędzie będą dociekać prawdy o wszystkich zagubionych, zwalczanych i w końcu wypartych tradycjach.

Podobne postępowanie powinno być zastosowane także i do innych kultur świata, które same się niszczyły i były niszczone przez innych (chodzi o obszary Chin, Indii, obu Ameryk i kultur Europy przedchrześcijańskiej oraz niektórych rejonów Afryki). Potrzebne są zakrojone na szeroką skalę ekspedycje badawcze i wykopaliskowe oraz specjalne ponadpaństwowe programy pomocy.

Pewnym zwiastunem działalności tego typu jest międzynarodowy program badający zdobycze medycyny ludowej, sponsorowany przez największe konsorcja farmaceutyczne. Objęto nim niemal każdy zakątek kuli ziemskiej, docierając do przebogatych tradycji Filipin, Amazonii, Peru i Tybetu. Amerykanie – najpierw sami, a później razem z Rosjanami – wyposażyli w najnowszy sprzęt badawczy i pomiarowy ekspedycje, których zadaniem było dotarcie do magów filipińskich, dokonujących w prymitywnych warunkach skomplikowanych operacji chirurgicznych. Specjalna amerykańska fundacja zaczęła wyposażać klasztory buddyjskie w komputery. Szacuje się, że w klasztorach Azji Centralnej znajduje się ponad dwieście tysięcy tytułów tradycyjnej literatury, głównie religijnej, ale także z zakresu medycyny, psychologii, historii
i innych dziedzin. Klasztory te w surowym klimacie często popadają w ruinę ze starości, trawią je pożary, w Tybecie bywają niszczone przez władze Chin. Można mieć nadzieję, że przedsięwzięcie to rozwinie się, przyczyniając się do ratowania zapisów jednej z najstarszych i najpiękniejszych kultur świata. Warto też wspomnieć o istnieniu – szczególnie w Stanach Zjednoczonych, ale także w niektórych państwach Europy Zachodniej – instytutów naukowych, w których na równych prawach z akademickimi naukowcami pracują zaproszeni przedstawiciele różnych duchowych tradycji (mnisi buddyjscy lub hinduscy, przedstawiciele zakonu sufich, nieortodoksyjni duchowni chrześcijańscy, wykształceni znawcy tradycji żydowskiej itp.).

Postulat drugi – wielce istotne jest pytanie o to, które z części odnalezionych tradycji i w jaki sposób wprowadzić do programów edukacyjnych oraz do powszechnego obiegu kultury. Światowy ruch psychologii transpersonalnej postuluje w tym zakresie daleko idącą swobodę, dopuszczając trudno akceptowalne używki – środki psychodeliczne. Bardziej wysublimowane intelektualnie stanowisko zaprezentował teoretyk kontrkultury i współtwórca środowiska intelektualnego (gnoza z Princeton) Theodor Roszak. Porównując wpływ różnych systemów religijnych na kulturę współczesną, doszedł do wniosku, że im bardziej sztywna i ortodoksyjna religia funkcjonowała na danym obszarze, tym większy jest stopień laicyzacji danego społeczeństwa po upływie kilku pokoleń. Im bardziej systemy religijne i ideologie skupiały się na utrzymaniu za wszelką cenę swej niczym niewzruszonej ciągłości, tym bardziej gubiły to, co w jednostkowym doświadczeniu najważniejsze: osobisty wyraz duchowości, twórcze przesłanie indywidualnej biografii.

Celem, który postawili sobie wyrośli z kontrkultury intelektualiści „nowej świadomości”, jest ponowne zintegrowanie duchowości z nauką, w wyniku czego powinna nastąpić, choćby częściowa, resakralizacja życia społecznego. Roszak postuluje dokonanie, na użytek powszechnych systemów kształcenia, syntezy buddyzmu i ezoterycznego chrześcijaństwa. Buddyzm jest jedyną uniwersalną religią adogmatyczną, nie zna pojęcia ortodoksji, a więc również obce jest mu pojęcie herezji. Jest religią, której nie można oskarżyć o wywoływanie wojen religijnych ani o nawracanie siłą. Natomiast ezoteryczne chrześcijaństwo przypuszczalnie przechowało najbliższy prawdzie wizerunek Chrystusa. Wiele wskazuje na to, że św. Jan Ewangelista należał do tradycji ezoterycznej. Cała tradycja chrześcijaństwa, począwszy od XX w. n.e., winna być poznawana z perspektywy mniejszości, które były prześladowane, idąc śladami proroka przegrywały swe istnienie w kategoriach ziemskiego królestwa. W protestanckiej teologii mistycznej istnieje postulat, by historię chrześcijaństwa potraktować jako alegorię męczeństwa (drogi krzyżowej i krzyża) tych, którzy cierpieli z powodu działań instytucji kościelnych.

Postulat trzeci – chodzi w nim o to, by wszystkie systemy religijne, tradycje i ideologie ustawić w jednej perspektywie aksjologicznej. W perspektywie tej trzeba będzie odrzucić wszelkie pseudohistoryczne usprawiedliwienia mówiące: „tak było, bo wymagała tego dziejowa konieczność”, „postępowano tak, bo takie były czasy” itp. Każdy nurt religijny bądź filozoficzny byłby oceniany nie w duchu triumfalizmu, ale z perspektywy pytania – ile dobrego i ile złego przyniósł ludzkości? W omawianiu każdej wielkiej spuścizny duchowej czy intelektualnej musiałoby się znaleźć miejsce dla obiektywnego ukazania sporów, konfliktów, a także dla ich ofiar.

W tym momencie nieodzowna jest pewna dygresja. Gdy
w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku lewicująca młodzież amerykańskich uniwersytetów zaczęła masowo interesować się marksizmem, na porządku dziennym stanął problem, czy i jak nauczać marksizmu. Dylemat wkrótce rozstrzygnięto, postulując demokratycznie uczyć nie marksizmu, ale o marksizmie. W podejściu obiektywnym i aideologicznym znalazło się miejsce na cały historyczny kontekst, na omawianie sporów
w obrębie międzynarodówek, na aberracje anarchistów, na ukazanie ogromnie ważnej dla europejskich demokracji roli lassalczyków, i wreszcie na pokazanie, jak główny nurt partyjnej filozofii doprowadził do rewolucji oraz stalinowskiej dyktatury w Rosji.

Z biegiem lat zaczęła ustępować moda na materializm i lewicowość, na rzecz duchowych tradycji świata. Do programów kształcenia zaczęto wprowadzać takie specjalizacje, jak historia wierzeń i idei religijnych, dzieje mistyki czy manicheizmu. Dobrym przykładem tego ewoluowania akademickiej elity jest wybitna twórczość Louisa Dupré czy polskiego emigranta Henryka Skolimowskiego – najpierw obu zajmował marksizm, a po latach jeden stał się znawcą tradycji mistycznych, drugi twórcą ekofilozofii. Wraz
z tą intelektualną tendencją pojawiło się także wiele nowych wątpliwości. Czy i jak przekazywać doświadczenia porządków nadprzyrodzonych? Czy w ramach poznawania różnych wierzeń dopuścić do sal uniwersyteckich osoby pełniące funkcje kapłańskie
i zezwalać na praktyki religijne? Obawy Amerykanów nie są bezpodstawne, ponieważ ich słabo i selektywnie wykształcone społeczeństwo, zarówno w przeszłości, jak i obecnie, nie było i nie jest wolne od przejawów fanatyzmu i religijnej histerii (czarownice
z Salem, Ku Klux Klan czy niedawne podkładanie bomb pod kliniki ginekologiczne, w których dokonywano aborcji). Zatriumfował więc obiektywizm, fakultatywność i postulat, by indywidualne – można by nawet powiedzieć: marginalne – tragedie uwzględniać przy poznawaniu danego przesłania.

Jednocześnie, wraz z zagrożeniem środowiska naturalnego, pojawił się postulat, aby nie traktować przyrody jak poligonu dla eksperymentów badawczych. Zbiegł się on z ideą powrotu do panteistycznych koncepcji filozofii przyrody. Utożsamienie świata nadprzyrodzonego z ideą panteistycznego kosmosu czyni człowieka odpowiedzialnym za każdy przejaw egzystencji, nakazując jednocześnie przestrzeganie harmonii przez wszystkich, także przez zwolenników nieograniczonej kreatywności człowieka.

Obecne elity amerykańskie pragną pogodzić ideał zamożności z pogłębionym etycznie i emocjonalnie spojrzeniem na rzeczywistość. Nie frapuje ich już lewicowość – wychowali się m.in. na powieści Hemingwaya o wojnie domowej w Hiszpanii Komu bije dzwon (obowiązkowa lektura szkolna), dla nich pokoleniowym doświadczeniem był udział w młodzieżowej kontestacji lat sześćdziesiątych. Generacja ta w sposób naturalny pragnie mieć własny wkład do historii ludzkości. Ich naczelne, moralne dewizy nakazują im upominać się o krzywdzonych bez względu na to, czy moralny skandal dzieje się daleko, czy też miał miejsce w przeszłości. Nigdy nie wie się, co może wydarzyć się jutro w sąsiedztwie. Szaleństwo ludzkie jest nieobliczalne, a każdy powinien być moralnie czujny.

Idee zakreślone w powyższych trzech postulatach są z oczywistych względów bardzo trudne do przyjęcia dla wszystkich zwolenników konserwatywnego porządku moralnego. Ale czy powyższe trzy idee: 1) aby w miarę możliwości uratować zagubiony dorobek zamierzchłych pokoleń; 2) aby na ezoteryczno-heterodoksyjnym chrześcijaństwie i wiedzy o innych systemach filozoficzno-religijnych, zwłaszcza Dalekiego Wschodu, oprzeć wychowanie moralno-religijne kolejnych pokoleń; 3) by na całą tradycję cywilizacji człowieka spojrzeć z perspektywy cierpień zadawanych sobie wzajemnie przez ludzkość – nie stanowią wzniosłego i porażającego swym pięknem wyzwania? Oczywiście jest to ideał – ideał utopii opartej na doświadczeniach przeszłości, ale patrzącej w przyszłość, i jak każdy ideał niosący z sobą pewne ryzyko. Mam głębokie wewnętrzne przekonanie, że wobec wzniosłości tego ideału ryzyko to jest
minimalne.

Przypisy:

1. J. Jacobi, Psychologia C.G. Junga, Warszawa 1993, s. 61

2. H. Paprocki, „Jung i teologia”, Gnosis 1995, nr 7, s. 27, za: Patristic Greek Lexicon, Oxford 1984, s. 233–234.

3. Po polsku ukazała się częściowo popularyzatorska, a częściowo stricte naukowa praca Sheldrake’a Niezwykłe zdolności naszych zwierząt, tłum. K. Chmiel, Warszawa 2001.

4. M. Tempczyk, „Paradoksy filozofii nauki”, Znak 1995, nr 6, s. 32.

5. E. Pagels, The Gnostic Gospels, Nowy Jork 1979.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz