Transcendentny charakter woli

fragment książki Wola i opętanie
Tomasza Olchanowskiego

 

Wola cię zatraca, wola cię ocala.

Wola cię uwalnia i więzi w kajdanach.

Angelus Silesius

Początkiem zbawienia

jest poznanie samego siebie.

Ewagriusz z Pontu

 

Freud, zanim stworzył podstawy psychoanalizy, w celu zdobycia większej samoświadomości stoczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Odkrył wówczas, że człowiek, by stać się świadomym samego siebie, powinien światłem świadomości rozświetlić najgłębsze warstwy duszy (nieświadomość) i dotrzeć do najstraszliwszych nawet piekieł osobistych. Twórca psychoanalizy
i inspirator wielu innych nurtów psychologii głębi sądził, że dzięki tej podróży po samopoznanie rozbudzamy w sobie współodczuwanie i mamy szansę stać się bardziej ludzkimi, mniej zniewolonymi przez irracjonalne siły, głębiej rozumiejącymi innych ludzi (Bettelheim, 1994, s. 23–24).

Bruno Bettelheim dostrzegł także, że to przesłanie Freuda, odkąd jego dzieło zdobyło popularność w Stanach Zjednoczonych, znika pod powierzchnią sztucznie tworzonych terminów (szczególnie w tłumaczeniach na angielski i z angielskiego na inne języki). Tak zwane naukowe rozumienie nieświadomości spycha na dalszy plan tajemniczość procesów nieświadomych oraz prawdy egzystencjalne związane z kondycją człowieka. Twory naukowe, typu id, ego, superego, kateksja i in., tworzą emocjonalny dystans do badanego zagadnienia, co może być przyczyną pojawienia się wielu niepotrzebnych paradoksów. Przecież nasze życie jest życiem psyche. To nasz umysł nadaje poszczególnym elementom rzeczywistości sens i znaczenie, to my jesteśmy – jak powiedział Dilthey – życiem, które poznaje życie, to my jesteśmy badaczami i jednocześnie obiektami badań. Należałoby przyznać, że sam Freud, który stał na granicy epok, wahał się w różnych okresach życia, czy psychoanaliza ma być nauką przyrodniczą (w sensie pozytywistycznym) czy też humanistyczną. Jednakże – moim zdaniem – najważniejsze dla nauk kreujących koncepcje człowieka jest postawienie pytania dotyczącego problemu ludzkiej wolności i zniewolenia. Czy ukazanie nam oceanu nieświadomego podważyło wolę, czy może podważyło pewną ułudę, którą braliśmy za wolę?

W zgodzie z Freudem, jednakże znacznie poszerzając Freudowskie pojęcie libido, Jung uważał, że

„(…) wola jest specjalnym przypadkiem energii psychicznej ukierunkowanej i kierowanej przez świadomość (Jacobi, 1996, s. 78)”.

oraz, że

„(…) rozmiary i intensywność tak zwanej siły woli są ściśle związane ze stopniem rozwoju i szerokością świadomości (ibidem, s. 31)”1.

Zatem zarówno poszerzenie „ja” o treści nieświadome (Freud), jak też i jungowski proces indywiduacji (uświadomienia treści związanych z Cieniem indywidualnym, czyli freudowską nieświadomością oraz asymilacją treści związanych z Cieniem zbiorowym, Animą i Animusem, Wielką Matką, Starym Mędrcem i Jaźnią) łączą się z osiąganiem przez człowieka siły woli. Jednakże wówczas nie jest to samoułuda z epoki wiktoriańskiej, którą nazywano siłą woli, ponieważ w tej epoce – jak twierdzi Rollo May – „(…) wolą posługiwano się, by tłumić pragnienie” (1998, s. 214)2. Mieliśmy wtedy do czynienia z racjonalizacjami, z wypieraniem skłonności natury emocjonalnej i seksualnej, z manipulowaniem otoczeniem i życiem, tak jakby były one przedmiotami.

Zdaniem Junga, w przeciwieństwie do psychologii akademickiej, woli nie da się sprowadzić do funkcji psychicznej, ponieważ jest ona dana każdej z czterech funkcji i dlatego też możemy mówić o woli myślenia, o woli związanej z uczuciem, percepcją czy intuicją3. Jak zauważył twórca psychologii analitycznej:

„(…) ogólny ładunek energetyczny nieświadomości zwiększa się w miarę jak świadomość traci energię. (…) Każdy akt celowej uwagi lub wysiłku psychicznego, każdy świadomy akt woli jest wyrazem progresji energii, każde zmęczenie lub roztargnienie, każda emocjonalna reakcja, a przede wszystkim sen – są przykładem regresji (Jacobi, 1996, s. 82–84)”.

Z regresją częściową mamy do czynienia w nerwicach, z całkowitą – w psychozach. Mimo to Freud i pozostający pod jego wpływem Ernst Kris zwracali uwagę na pozytywne wykorzystanie regresji w terapii i procesie twórczym („regresja w służbie ego”). Natomiast Jung poszedł znacznie dalej i zwrócił uwagę, że w nieświadomości tkwią nie tylko demoniczne, destrukcyjne moce, lecz również twórcze potencjały rozwojowe jednostki. Według Junga siła woli jest potencjałem energii, którym dysponuje „ja”, jest intencjonalnością.

„Intencjonalność jest pomostem między mną a przedmiotem. Jest strukturą sensu, która pozwala nam, podmiotom, widzieć świat i rozumieć go takim, jaki jest – tzn. obiektywnym. Dzięki intencjonalności przezwyciężona zostaje częściowo dychotomia między przedmiotem a podmiotem (May, 1998, s. 236–237)”.

Tym, co decyduje, w jaki sposób spostrzegamy świat, jest intencja. Husserl uważał, że „(…) sens jest intencją ludzkiego umysłu” (za: May, 1998, s. 242).

Słowo „intencja” etymologicznie wywodzi się z łacińskich słów in-tendere, tensum. Możemy je dosłownie przetłumaczyć jako „wyciągnięcie ku czemuś”. Zatem „Intencja jest zwróceniem uwagi ku czemuś. W tym sensie spostrzeganiem kieruje intencjonalność” (ibidem,
s. 243). Czyli za nasze „widzenie” siebie i świata odpowiada struktura sensu (intencjonalność) oraz sposób spostrzegania, dzięki któremu kreujemy sens (intencja). Dla Rollo Maya szczególnym połączeniem energii i sensu jest pragnienie. Ten amerykański psycholog egzystencjalny, afirmując pragnienie, nie uwypukla pułapek, w jakie zwabia sam siebie pragnący umysł. Na pewno możemy założyć, pozostając w zgodzie z Mayem, że wola jest organem umysłu przeznaczonym do obcowania z przyszłością, podobnie jak pamięć służy obcowaniu z przeszłością. Tym, co jednoczy wolę i pragnienie, jest cel umieszczony w przyszłości. Chcę tego a tego, pragnę tego a tego. Ale przecież bardzo często się zdarza, że pragnienie prowadzi nas ku ułudzie, że biegliśmy ku fałszywemu celowi, który okazał się jedynie namiastką, plastikową atrapą. Zasadniczą kwestią, która może otworzyć nasz umysł, jest pytanie, dlaczego to coś upragnione ma dla mnie sens i znaczenie. Po co, w jakim celu dążę do tego celu. Wtedy to mamy szansę przekroczyć dualizm pragnienia i nie-pragnienia, chcenia i nie-chcenia. W tym miejscu jestem bardziej skłonny przyjąć platońsko-augustiański punkt widzenia, że prawda i sens znajdują się nie w świecie zewnętrznym, lecz wewnątrz ludzkiej duszy, z której są na świat projektowane.

Nietzsche nazwał „(…) doktrynę woli najfatalniejszym fałszerstwem w dziejach psychologii, wymyślonym po to tylko, by służyło za narzędzie kary” (za: Arendt, 1996, s. 26). Czy miał rację?

Jeżeli zawęzimy pojęcie woli do ego, tego tworu, który tworzy się około trzeciego roku życia w wyniku licznych projekcji, introjekcji i wszelkich wpływów społecznych, a który to bierzemy za naszą prawdziwą tożsamość, wówczas można uznać, iż Nietzsche ukazał nam coś istotnego. Otóż wystarczy zadać sobie pytanie: Kto w nas pragnie, dlaczego, po co, w jakim celu? Przecież jesteśmy tylko, o ile nie zmierzamy ku indywiduacji, konstelacją podosobowości. Gurdżijew, którego uznaje się za wielkiego, aczkolwiek kontrowersyjnego, mistrza duchowego dwudziestego wieku, sądził, że:

„W zwykłym, mechanicznym człowieku „wola” jest nieobecna, ma on tylko pragnienia; i to, co nazywane jest silną lub słabą wolą, oznacza jedynie mniejszą lub większą stałość tych pragnień i życzeń (Uspienski, 1991, s. 61)”.

Znaczyłoby to, że zazwyczaj działamy jak automaty pod dyktando zewnętrznych wpływów, które, po pierwsze, oddziałują na nasze pragnienia i awersje, po drugie – te pragnienia i awersje wywołują takie a nie inne myśli, po trzecie zaś, pojawiające się w rezultacie tych procesów myśli powodują wyłonienie się sprzecznych ze sobą „wól” wytworzonych przez pragnienia. Mechanizm ten również doskonale wychwycił św. Paweł (tak krytykowany przez Nietzschego), który niejednokrotnie padał ofiarą konfliktu między chcę a nie chcę, między wolą a przeciw-wolą. („Nie wiedziałbym bowiem, co to jest pożądliwość, gdyby Prawo nie mówiło: »Nie pożądaj«” – za: Arendt, 1996, s. 100).

Przedstawiając problem woli u św. Pawła, Hannah Arendt przypomniała nam o fakcie, że myślowe chcenie rozszczepia jednostkę na „dwóch w jednym”, co związane jest, według Sokratesa i Platona, z powstaniem refleksyjnej świadomości. „Leczenie tego rozszczepienia byłoby najgorszym, co może się zdarzyć; położyłoby kres myśleniu” (ibidem, s. 107) – stwierdza Arendt, po czym dodaje:

„(…) słowem, wola jest bezsilna nie dlatego, że coś z zewnątrz przeszkadza jej osiągnąć cel, ale dlatego, że przeszkadza ona sama sobie (ibidem, s. 108; zob. epigram Angelusa Silesiusa użyty jako motto na początku rozdziału)”.

Niestety, u Arendt mamy do czynienia z przebóstwieniem myśli. Niemal jak herezja w naszym kręgu kulturowym brzmi prawda głoszona przez większość szkół buddyjskich, że nasz zwykły umysł jest tylko szóstym zmysłem, którego funkcją są myśli (podobnie jak funkcją oka jest widzenie, ucha zaś – słyszenie). Jako jeszcze większa herezja bywa uznawane w kręgach akademickich stanowisko św. Jana od Krzyża4, który podkreślał w swych pismach wyższość kontemplatywnego stanu nad refleksyjną świadomością:

„Trwałem w zamarłym stanie / Wyższym nad wszelkie poznanie (Jan od Krzyża, 1998, s. 92)”.

Diagnoza stawiana człowiekowi przez wielu europejskich i amerykańskich filozofów oraz psychologów nasuwa mi skojarzenia nie z prawdą, lecz z buddyjską przypowieścią o człowieku trafionym strzałą.

Ów człowiek, zamiast natychmiast wyciągnąć strzałę i zabrać się do leczenia rany, zastanawia się, z czego i w jaki sposób ta strzała jest zrobiona, skąd, z jakiego kierunku i z jaką szybkością nadleciała, kto i dlaczego ją wystrzelił, z jakiego rodzaju łuku. Wystarczy jedynie zastąpić strzałę słowem „myśl”, bądź „alkohol”, by w całej wyrazistości ujrzeć postawę wobec ludzkiego cierpienia wielu szkół filozoficznych czy terapeutycznych.

Na przykład, jeżeli moim problemem jest alkohol, który odpowiada za wystąpienie wszelkich problemów emocjonalnych, wówczas trafiony strzałą alkoholu będę poszukiwał recepty na to, jak pić umiarkowanie, jak wyzwolić się od picia, jak utrzymać się w stanie trzeźwości. Następnie zacznę szukać przyczyn skłonności do uzależnień w nieświadomości, w uwarunkowaniach rodzinnych i urazach wczesnodziecięcych, rozpocznę stosowanie cudownych diet, ćwiczeń fizycznych, oddam się praktykom religijnym, poszukiwaniem wsparcia w grupie czy ideologii. Strzała będzie wciąż tkwiła, ja zaś wciąż będę roztrząsał problemy, chociaż organizm i całe me życie już gniją. Wreszcie zauważę, że większość ludzi jest zranionych przez identyczne bądź pokrewne strzały chciwości, pracoholizmu, erotomanii i zacznę uczęszczać na psychoterapię przystosowującą do życia z ropiejącą raną. Czyż wówczas nie będziemy mieli do czynienia z wolą wykorzystywaną w celu zniszczenia podmiotu? Zjawiska mentalne wraz ze zjawiskami materialnymi składają się na nasz świat i nie należą wcale do sfery ducha, choć z niego wypływają. Przecież, jak to ujrzeli Epiktet i Marek Aureliusz, a przed nimi Budda i jego następcy, to myśli krążące wokół zdarzeń czynią nas nieszczęśliwymi, nie zdarzenia same w sobie.

Ponieważ w swej pracy nie zamierzam przedstawiać historii filozofii czy też psychologii woli i opętania, dlatego też ograniczam się do zaprezentowania tych koncepcji, które wywołują drgania w mojej duszy, z którymi rezonuję, które mnie uskrzydlają (niekoniecznie będąc w zgodzie z aktualnymi poglądami) i odsłaniają przede mną wyłaniającą się teraz rzeczywistość. Warto zauważyć, że sam związek woli i świadomej motywacji jest mało przejrzysty. Na ile mój wybór jest rzeczywiście wolny, na ile zaś uwarunkowany przez nieświadomość, jako to, co determinuje moje postępowanie, lecz pozostaje poza progiem świadomości?

„Wolność woli to problem, którego nie sposób rozstrzygnąć na płaszczyźnie filozoficznej, lecz także w zwykłej praktyce, ponieważ nader rzadko zdarzają się ludzie w znacznym lub nawet przeważającym stopniu nie opanowani przez swoje skłonności, przyzwyczajenia, popędy, uprzedzenia, resentymenty i wszelkie możliwe kompleksy (Jung, 1997a, s. 111)”5.

Jung ujmował zjawisko woli jako proces energetyczny wyzwalany za sprawą świadomej motywacji. Dla niego niewola, uzależnienie i opętanie to synonimy. Twórca psychologii analitycznej ukazywał w swych pracach tę prawdę, że zawsze istnieje w nas coś, co nas ogranicza, bierze w posiadanie. Sądził, że zamiast mówić: ja mam skłonność, powinniśmy powiedzieć, że „(…) skłonność, przyzwyczajenie czy resentyment opanowały mnie” (ibidem, s. 112).

Podkreślając szczególną rolę motywacji w kształtowaniu woli, Jung zdawał sobie sprawę, że sama motywacja jest rezultatem działania zarówno wpływów zbiorowych (edukacja, kultura, religia), jak i uwarunkowań psychicznych (typ psychologiczny, skłonności, zaburzenia nerwicowe). Wola zależna jest od energii instynktu (Samuels, Shorter, Plaut, 1994, s. 224). Energia ta ulega, dzięki działaniu archetypów, transformacji (sublimacji, uwzniośleniu), przyczyniając się do tworzenia symboli. Zatem archetypy są siłami wiążącymi ciało i instynkt z psychiką i obrazem6. Jung stwierdza wręcz, że „To, co czyni ciało, czego doświadcza i potrzebuje – wszystko to odzwierciedla wymagania psychiki” (ibidem, s. 47).

Traktując ciało jako fizyczną materializację psychiki, Jung zbliża się do neoplatonizmu.

Przypisy:
1 Ujęcie woli przez Junga pozostaje w zgodzie z definicją autorów Słownika języka polskiego, gdzie czytamy, że wola to „(…) dyspozycja psychiczna człowieka do świadomego i celowego regulowania swego postępowania, do podejmowania decyzji i wysiłków w celu realizacji pewnych działań, przyjęcia pewnych postaw, a zaniechania innych” (Słownik języka polskiego, t. III, 1990, s. 747). Zatem wynika z tego, że wolna wola to możność wyboru sposobu postępowania, bez względu na okoliczności czy trudności.

2 Według mnie siła woli (w swym pozytywnym sensie) jest zdolnością do przekształcania tendencji autodestruktywnych i destruktywnych w tendencje służące życiu, rozwojowi psychofizycznemu własnego organizmu i innych żyjących istot.

3 Podobnie jak Jung, twórca psychosyntezy Roberto Assagioli uważał, że są w nas cztery aspekty woli, które składają się na w pełni rozwiniętą wolę: wola silna, wola giętka, wola dobra, wola transpersonalna (zob. Trzópek, 2003, s. 182). Dramatem człowieka jest to, iż zazwyczaj utożsamia on wolę z silną wolą, co wiąże się, jak dostrzegł May, z represjonowaniem popędów. Tymczasem „Prawdziwa funkcja woli nie polega na działaniu przeciw popędom po to, aby zapewnić realizację celu; jej rolą jest konstruktywne wykorzystanie energii płynących z różnych sfer życia bez represjonowania którychkolwiek z nich” (ibidem, s. 182). Natomiast wola transpersonalna dotyczy relacji pomiędzy człowiekiem a Bogiem, Uniwersum, Absolutem. Assagioli więc funkcję woli (jak i May) sprowadza do godzenia i syntezowania na coraz wyższym poziomie dynamicznego tarcia pomiędzy zasadą Logosu a zasadą Erosa.

4 Choć ta „herezja” nosząca orientalne ślady wniknęła do mistyki chrześcijańskiej i w ogóle do europejskiej filozofii za sprawą tak znaczącej postaci, jaką był Plotyn, dla którego poznanie rozumowe jest tylko szczeblem pośrednim pomiędzy poznaniem zmysłowym a ponadrozumowym mistycznym zjednoczeniem. W dużej mierze chrześcijańska mistyka opiera się na plotyńskim schemacie mistycznego wznoszenia się: oczyszczenie – oświecenie – zjednoczenie. Ileż zawdzięczają Plotynowi m. in. tak znaczący myśliciele jak: św Augustyn, Pseudo-Dionizy, Mistrz Eckhart i jego uczniowie, a w czasach nowożytnych – Hegel i Wilber (oraz cały nurt psychologii transpersonalnej).

5 Jung był wręcz zdania, że „Tajemnica twórczości, podobnie jak wolność woli, jest problemem transcendentnym, którego psychologia nie może rozwiązać, może go tylko opisać” (1989, s. 396).

6 Szerzej zajmę się tym zagadnieniem w rozdziale 5. – „Archetypowe i instynktowe źródła opętania”.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz