Wpisy

“Blizny. Wojenne traumy i medycyna” – Henryk Dudek, Andrzej Chodacki

Publikacja ta powstała z tropów‑blizn, w których zapisały się wojenne przeżycia moich pacjentów. Przez lata lekarskiej praktyki wysłuchałem wielu bolesnych historii. Wojna zamieniła się w pamięci moich rozmówców w blizny widoczne na ciele, pod którymi wciąż były niezagojone rany psychiczne.

Historie pacjentów z wojennymi traumami stały się inspiracją dla mojego kolegi, lekarza Andrzeja Chodackiego, który na podstawie spisanych przeze mnie relacji stworzył beletrystyczne opowieści. Proza życiowych dramatów pacjentów stała się w ten sposób literaturą. (…)

Przeżycia bohaterów moich „medycznych” wywiadów, uwiecznione w literackiej formie, są głosem wołającym o przywrócenie godności tym, którzy przeżyli czas wojennej zbrodni, a potem cierpieli w milczeniu.

Henryk Dudek (ze Wstępu)

* * *

Człowiekowi, który ma sprawne oczy, o wiele trudniej jest marzyć. Obrazy pchają mu się przed oczy i skaczą, w pełni gotowe do analizy, podane jak na talerzu. Nie trzeba się wysilać, by coś dostrzec. Ale gdy po rozwarciu powiek przed oczami staje ciemność, trzeba nie lada wyobraźni, by wzbudzić w tej martwocie dawno przyprószone pyłem zapomnienia kolory i kształty. Taki kolor czy kształt staje się wtedy czymś ważnym, wartością samą w sobie.

Tomek starał się wyobrazić sobie niemieckiego żołnierza, sapera. Ubierał powoli bezimienny fragment ciemności w szary mundur, czapkę z trupią czaszką, wysokie skórzane buty. Potem pod czapką pędzlem wyobraźni malował twarz chłopca, niewiele starszego niż on sam w tym dniu, w którym zobaczył ciemność.

(fragment opowiadania Andrzeja Chodackiego Zobaczyć ciemność)

“Echo serca” – Ireneusz Kaczmarczyk

Z tomiku przebija niewzruszona potrzeba sensu. Poeta widzi „linie papilarne nieba” i mówi, że potrzebujemy „biletu wstępu do życia”, a przy tym „zawsze jest na co czekać”, „z każdą łzą bliżej domu”, „za mną powoli nikt”.
Tajemniczość archetypowych scen wyzwala efekt kairos, budzi chwilę, kiedy „koniec przechodzi w początek” i „nastanie cisza”. Jest w tej poezji literacka metafizyka wskazująca drogę do samego siebie. Napomina niczym biblijni prorocy, którzy rozumieli prawdę swej epoki. Echo tej prawdy, echo mowy serca, z pasją odsłuchuje dla nas Irek Kaczmarczyk – poeta.

* * *

“Jeszcze nie zaśpiewałem pieśni, dla której przyszedłem na świat” to słowa R. Tagore. Noblisty. Ireneusz Kaczmarczyk śpiewa swoją pieśń jak oratorium na koniec czasu, czasem (rzadziej) jak kołysankę na dobranoc. Obie melodie to melodie serca, a tomik to jego echo. Mocniej, wyraźniej o “wszystkim” co ważne dla niego i jemu (nam) współczesnych. Tom porusza i wzrusza. Raczej boli niż koi. I dobrze nam Tak.

prof. Irena Pańków

* * *

Są w tym tomie dwie części, dwie postacie poezji Ireneusza Kaczmarczyka. I jest o wiele więcej. Echo serca niesie dwa wielkie uczucia, będące rozdwojonym rdzeniem człowieczeństwa. Pierwsze uczucie jest bólem sumienia, drugie jest marzeniem o jego harmonii.

Piotr Matywiecki