Sprawa jest dość dobrze znana. Po pierwsze, wspomina o niej sam Jung, niestety, nie pamiętam, czy we Wspomnieniach, snach, myślach czy może w wykładach. Po drugie, wątek podejmuje się często jako dyżurne egzemplum w artykułach na temat duchów, synchroniczności, handlu nieruchomościami i dziwności życia w ogóle. Wracam do niego z czystej przyjemności czczego roztrząsania tego, co już dawno zostało rozstrzygnięte, wytłumaczone, rozebrane na części i tym samym odarte z tajemnicy. Wracam dla samej przyjemności opowiadania dalej. Dopóki słuchacze, śmiertelnie znudzeni, nie usną.
Niestety, nie da się narracyjnych wężowych splotów tej historii, tych powtórzeń, odbić i zakrętów opowiedzieć po kolei, nad czym ubolewam, lubię bowiem proste historie – te są szlachetne jak len. Na dodatek nie wiem, które zdarzenia są istotne, a które nie. Skoro – jak mówi mistrz – wszystko się ze wszystkim wiąże, to skąd mam wiedzieć, którędy biegła główna linia zdarzeń. Tu wydarzenia układają się raczej w porządku fenomenologicznym, nie zaś chronologicznym. Niechże im będzie, tym zdarzeniom.